wtorek, 17 grudnia 2024

Krzyk


Idę samotnie przez most z mgły,

Niebo płonie, jak kula ognia.

Linia horyzontu topi się,

Wszystko drży, wszystko pęka we mnie.


Drzewa szepczą, wiatru chłodny powiew,

Rzeka niesie to, co chciałbym ukryć.

W tłumie ludzi, a jednak sam,

Czy słyszysz mój niemy alarm?


To krzyk ciszy, co nie ma ust,

Wołam głośno, choć brak mi tchu.

Świat się chwieje, pęka w pół,

Kolor czerwieni w mojej głowie lśni.


To krzyk duszy na granicy sił,

Gdzie rozum milknie, serce tłucze.

Czy słyszysz to? Nie słuchaj mnie.

To tylko echo w obrazie złym.


Most prowadzi na nieznany brzeg,

Czy zostać tu, czy biec?

Twarze w tle rozpływają się,

A ja zamieniam się w dźwięk.


Niepokój, jak farba wylewa się,

Rozpuszczam się w falach, w żółci i łzach.

Czy to ja krzyczę, czy krzyczy świat?

Gdzie kończy się człowiek, gdzie zaczyna strach?


Fala lęku pod stopami drży,

W pustce jestem, choć dookoła krzyk.

Zatrzymany czas, martwe niebo w ogniu,

Czy jestem człowiekiem, czy cieniem na płótnie?


To krzyk ciszy, co nie ma ust,

Wołam głośno, choć brak mi tchu.

Świat się chwieje, pęka w pół,

Kolor czerwieni w mojej głowie lśni.


To krzyk duszy, co zmienia kształt,

Na granicy światła i czarnych fal.

Otwórz oczy – czy widzisz mnie?

Jestem obrazem, w powidokach.


Idę dalej, choć nie ma dróg,

Most rozmyty, horyzont w mroku.

To ja, ten krzyk, ten dźwięk, ten znak,

Zatracony gdzieś w milczeniu lat.