Idę samotnie przez most z mgły,
Niebo płonie, jak kula ognia.
Linia horyzontu topi się,
Wszystko drży, wszystko pęka we mnie.
Drzewa szepczą, wiatru chłodny powiew,
Rzeka niesie to, co chciałbym ukryć.
W tłumie ludzi, a jednak sam,
Czy słyszysz mój niemy alarm?
To krzyk ciszy, co nie ma ust,
Wołam głośno, choć brak mi tchu.
Świat się chwieje, pęka w pół,
Kolor czerwieni w mojej głowie lśni.
To krzyk duszy na granicy sił,
Gdzie rozum milknie, serce tłucze.
Czy słyszysz to? Nie słuchaj mnie.
To tylko echo w obrazie złym.
Most prowadzi na nieznany brzeg,
Czy zostać tu, czy biec?
Twarze w tle rozpływają się,
A ja zamieniam się w dźwięk.
Niepokój, jak farba wylewa się,
Rozpuszczam się w falach, w żółci i łzach.
Czy to ja krzyczę, czy krzyczy świat?
Gdzie kończy się człowiek, gdzie zaczyna strach?
Fala lęku pod stopami drży,
W pustce jestem, choć dookoła krzyk.
Zatrzymany czas, martwe niebo w ogniu,
Czy jestem człowiekiem, czy cieniem na płótnie?
To krzyk ciszy, co nie ma ust,
Wołam głośno, choć brak mi tchu.
Świat się chwieje, pęka w pół,
Kolor czerwieni w mojej głowie lśni.
To krzyk duszy, co zmienia kształt,
Na granicy światła i czarnych fal.
Otwórz oczy – czy widzisz mnie?
Jestem obrazem, w powidokach.
Idę dalej, choć nie ma dróg,
Most rozmyty, horyzont w mroku.
To ja, ten krzyk, ten dźwięk, ten znak,
Zatracony gdzieś w milczeniu lat.